Postanowiliśmy więcej pograć po polsku, powiedzieć po naszemu to, co zapewne umykało w tekstach angielskich. Najnowsze oficjalne wydawnictwo Plug&Play to reprezentant nowego materiału, który czeka gotowy w kazamatach dysków twardych. Czeka, aż nadejdzie moment, kiedy warto będzie wrócić na scenę i dopisać dalsze rozdziały historii, która zaczęła się wiele lat temu i wciąż trwa – bezobjawowo, ale trwa.
Na kolejny singiel wybraliśmy “Przebiśniegi”, piosenkę niezbyt wesołą, z nutą nadziei, taką jaka pęta się po umysłach odciętych od bodźców mogących pobudzać, podnosić, popychać. Jej domeną jest ciemność, taka , jaka panuje przed podniesieniem rolet. Wiesz, że wszędzie jest dzień, ale nie u Ciebie. Wiesz, ze jesteś sam, ale to ci nie przeszkadza rozmawiać, marzyć i planować.
To piosenka, na której usłyszycie Luizę, której jednak z nami już nie ma. Publikujemy więc jako męski kwartet, choć w powidokach dźwiękowych wciąż silnie błyska jej głos. To pamiątka i dowód, że wspólnie tworzyliśmy piękne rzeczy i mieliśmy coś swojego. W tej kapsule czasu dryfującej przez obojętny świat wszystko jest tak jak dawniej i takie pozostanie. To pomaga, gdy oglądasz się wstecz i widzisz na horyzoncie miasto, które opuściłeś.
W sierpniu 2019 oficjalnie zakończyliśmy produkcję i mastering drugiej płyty Plug&Play. Do tego czasu album otrzymał niemal w całości polskie teksty, będące częściowo tłumaczeniami oryginałów, częściowo ponowną próbą odczytania tego, co tkwi w muzyce i w głowie. “Przebiśniegi: to ta sama idea, która zawarta była w pierwowzorze “In hiding”, który graliśmy na koncertach. Remek Zawadzki (producent albumu) wydobył właściwy klimat, poukładał przestrzeń gitar i klawiszy oraz wokali tak, aby słuchało się tego dobrze, ale bez aranżacyjnych skrótów i łatwizn. Kiedy tego słuchacie, czujecie, że ciężko byłoby tego słuchać w radio, chyba, ze radiowcy dojdą do innego wniosku.
Zależało nam również na tym, aby premierze nadać (mimo ciasnoty naszej niszy i głębokości szybu, w którym urzędujemy jako zespół) profesjonalną oprawę i dopowiedzenie obrazem. Powstał więc teledysk, którego realizację powierzyliśmy Jankowi Tuźnikowi. Janek dodał do przekazu inscenizację, która wciąga kawałek w nowe konteksty. Wnętrze zamienia na zewnętrzne, pojedynczość potraja, a bezruch opowiada pędem. Męski punkt widzenia opowiedziany jest kobiecą perspektywą, a lodowy bezmiar kosmosu w obrazie wyrażany jest ognistą destrukcją. Nawet neurotyczne tło i kompleks opowiedziany został przewrotnie – tańcem na rurze.
Nasza perspektywa powraca jednak w okładce. Nocna i ciemna sceneria z bladymi geometrycznymi ognikami to dwa widoki – widok z okna, zrobiony w dzień ale przetworzony w noc oraz pole, plener. Na obu planach znajdziecie drzewa, symbole życia, połączenia tego co ziemskie z tym co nieziemskie, schronienia i więzienia, ruchu i bezruchu.
O muzyce za wiele się nie gada, ale czasem trochę powiedzieć można. Tyle chyba wystarczy. Odnajdziemy się na streamach, miłego słuchania.